Kolarstwo górskie (tzw. enduro) razem z dziećmi

Mieroszów: najtrudniejsze zawody, a tryb racingowy się nie włączył

Nie sztuką jest pojechać sobie na wyścig po to, żeby go przejechać (no, chyba, że ktoś miał kontuzję, a odpuszczać nie lubi, to rozumiem). Jednak – jak już się jedzie, to trzeba powalczyć. O trochę lepszy czas, bo wiadomo, że nie o pierwszą sześćdziesiątkę ;) Ale jak człowiek z góry sobie wymyśli: co ja tutaj robię, przecież to są takie trudne zawody – to morale spada poniżej poziomu morza, a później marne szanse, żeby się z tego wygrzebać i jakoś się ogarnąć i dać z siebie wszystko…

Ale nie ma co biadolić, bo było rewelacyjnie, hardcorowo, czyli tak, jak lubię, była niezła wyrypa i haratanie (prawa autorskie do tego ostatniego określenia ma oczywiście @Kruku).

Odsłona pierwsza.
Odprawa zawodników na mieroszowskim rynku to taki start honorowy wyścigu. Maciej Pająk z emtb.pl w roli konferansjera był dowcipny i elokwentny (trochę się bałam, że powie, że jestem najstarszą zawodniczką-kobietą, bo przy najmłodszej nie miał skrupułów, ale oczywiście okazał się być gentelmanem). Po „zalogowaniu” się na bramce ZERO trzeba było podjechać na Górę Parkową do startu pierwszego OSu. Bardzo dobrze znam Górę Parkową, bo lubimy przyjeżdżać tam z dziećmi na CZARNY PUMPTRACK i poćwiczyć z nimi na parkowych „ścieżkach enduro”. Już tutaj okazało się, że moja kondycja zaczyna udawać, że się nie znamy – mogłam mocniej pocisnąć, ale noga nie podawała zupełnie. Jeden z łatwiejszych OSów, a moje „nogi w udach” taką niespodziankę mi sprawiły…

mieroszów3
fot. Fiki Miki

Odsłona druga.
W drodze na drugi OS pocieszałam się, że byłam za słabo rozgrzana, i postanowiłam to naprawić na dosyć długiej dojazdówce. Podczas jazdy były ciekawe rozmowy z nowo poznanymi ludźmi, miła atmosfera – jak to na zawodach enduro.
Na starcie OSu spotkałam Mambę, która spytała, czy jedziemy razem. Bardzo chętnie, ale dobrze, że pojechałam ten OS za nią, a nie przed, bo tym razem nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa, a Mamba pomknęła jak strzała. OS był kondycyjny, sporo pod górkę trzeba było pedałować, a ja niestety zupełnie sobie tutaj nie poradziłam, tylne koło mi się uślizgiwało na korzeniach, nie mogłam przez to ruszyć, „nogi w udach” paliły niemiłosiernie. Człowiek nie jest przyzwyczajony jeszcze do napędu 1×11, tzw. łydy jednak brak… Strasznie dużo czasu zajął mi ten OS i po przejechaniu byłam ciężko przestraszona, że nie zdążę ukończyć zawodów i zostanę zdyskwalifikowana. Więc od razu „z kopyta” ruszyłam na start kolejnego odcinka specjalnego, czyli na Stożek Wielki.

mieroszów4dorota
fot. Ed-Mat Enduro

Odsłona trzecia.
Do Stożka (841 m n.p.m.), który jest pozostałością dawnego komina wulkanicznego, prowadzi przyjemna leśna droga szutrowa (nie była to oficjalna dojazdówka, jak się okazało), dobrze się nią jedzie, jednak żeby się dostać na sam szczyt, ostatnie kilkaset metrów musieliśmy się wspinać bardzo stromą pokrytą drobnymi, luźnymi kamieniami ścieżką. Ciężko bez roweru, a z rowerem wrażenia są niezapomniane ;) Jak już się uda tam wejść, to trzeba zjechać (hehe), a zjazd pozostawia równie niezapomniane wrażenia. Jest tak stromo, że lepiej nie patrzeć. Stromo, kamienie, korzenie, w ostatniej 1/3 zjazdu mnóstwo luźnych kamieni i trzeba pamiętać, żeby dobrze skręcić w lewo na samym dole. Do tego etapu jeszcze nie udało mi się dotrzeć: podczas objeżdżania trasy przed zawodami zjechałam połowę (aż? tylko? hmmm…. No niech będzie, że „aż połowę”). Mimo zapewnień kolegi, który stał na dole i się niecierpliwił czekając, aż zjadę : NO JEDŹ! JA TU STOJĘ I W RAZIE CZEGO BĘDĘ CIĘ ŁAPAŁ, NIE BÓJ SIĘ! Na zawodach kolega już nie mógł mnie wspierać, bo sam musiał pędzić dalej, a ja zjechałam tylko 1/3 ścianki, a może i mniej. Zsunęłam się w dół prowadząc rower (to zsuwanie się z rowerem czy to w siodle, czy poza siodłem to cecha charakterystyczna mieroszowskich zawodów), gdy już mogłam, to wskoczyłam na pedały i pojechałam, pierwszego dropa zaliczyłam, jak należy, później ktoś mnie dogonił, i znowu ktoś, i tak stałam i przepuszczałam, nawet rower „zgubiłam” – wypuściłam go w jakieś krzaki, musiałam po niego zanurkować, drugiego dropa już nie przeskoczyłam, ale udało się resztę OSu przejechać prawie w całości bez podpórki.

mieroszów7dorota
fot. Ed-Mat Enduro

Odsłona czwarta.
Sam OS nie należał do trudnych, można było trochę nadrobić wcześniej zmarnowany czas, najtrudniejsze miejsce to krótki stromy podjazd po korzeniach z wielkim wystającym korzeniem na samej górze, przez który najlepsi przeskakiwali: trzeba się mocno napędzić i we właściwym miejscu między korzeniami wybić – wtedy skok murowany!
Gdy już udało mi się przeprowadzić rower przez ten korzeń, to postarałam się, żeby goniący mnie przez łąkę zawodnik nie wyprzedził mnie do mety, udało się, ale prawie czułam na plecach jego oddech.
Po uzupełnieniu płynów i kalorii w bufecie (świetnie zaopatrzonym w pyszności) ruszyliśmy na kolejny odcinek specjalny i od tej pory trzymałam się stałej ekipy.

mieroszów8dorota
fot. Ed-Mat Enduro

Odsłona piąta.
Na starcie trzeba było się porządnie rozpędzić, żeby szybko przemknąć przez łatwiejszą część OSu, bo na najtrudniejszy jego odcinek rower się wnosiło, z wypychem był lekki problem, tak tam stromo, wąsko i kręto. Bo to jest urwisko z ruinami dawnego zamku Radosno z II poł. XIII w. Ruiny położone są na wysokości 770 m n.p.m. na górze przy północnym brzegu zbocza Suchawy. Straszy w nich duch rycerza, który go wybudował. Rycerz rzucił się w przepaść, z rozpaczy – budował i budował, a budowla ciągle nie dorównywała wielkością sąsiedniemu zamkowi Rogowiec (stojącemu na wyższej górze, czego rycerz nie wziął pod uwagę). Może zrzucili go robotnicy, którzy już mieli dość tyrana – tego nie wie nikt. W każdym razie krążą legendy. Tak mnie ten duch rycerza przestraszył, że część OSu zjechałam na tyłku… Trudny, kręty i stromy zjazd, po kamieniach i korzeniach, tak dla odmiany ;)

mieroszów1
Podziwiamy Waligórę, fot. Fiki Miki

Odsłona szósta.
Legendarna Włostowa (903 m.n.p.m.). Słynne agrafki i ocean melafiru. Włostowa również ma kształt stożka, a gdy patrzyłam na nią z dołu, to przywodziła mi na myśl film o Edwardzie Nożycorękim, góra trochę mi przypominała tę, na której mieszkał bohater filmu. Ale to takie moje subiektywne wrażenie. Jak wjeżdżaliśmy rowerami na Włostową, to po drodze wpadłam w krótkotrwały nastrój: WAKACJE! HURRA! LATO! KONIKI POLNE! DZIKIE ŚCIEŻKI! PACHNIE SŁOŃCEM! Takie wspomnienie wyjazdów na kolonie w dzieciństwie. Gdy już mknęłam Włostową w dół, to na agrafkach zapomniałam opuścić sztycę, bo na chwilę ją podniosłam, bez sensu zupełnie (ale gdzie ty tam na Włostowej podnosiłaś sztycę?!?! Tam się cały czas na opuszczonym siodle jedzie! – to słowa kolegi). Dzięki temu mam teraz wymówkę, dlaczego agrafki mi nie „weszły”. Za agrafkami spłynęłam morzem melafiru w dół, do mety OSu, wprost przed kamerę Michała Kuczyńskiego. Może mnie wytną, już nawet nie pamiętam, o czym mówiłam z wielkim entuzjazmem: o Edwardzie Nożycorękim? o wakacjach? A zresztą, teraz to i tak bez znaczenia :)

mieroszów6
Za chwilę ostatni OS..

Odsłona siódma, ostatnia.
Wzniesienie Garbatka (797 m n.p.m.), a na Garbatce słynna skała, tzw. „Kamień” – jeśli nie ma się umiejętności trialowych, to pozostaje NAUKA schodzenia z tego kamienia. Tak, trzeba się było na objeżdżaniu OSów nauczyć jak najszybciej z niego schodzić (podpowiadam: najlepiej prawą stroną!). Zaraz po „Kamieniu” zaczynają się „Rynny” i nie ma na nie jednego patentu, trzeba jechać trochę rynną, trochę poboczem, w zależności od okoliczności, a przedni hebel niech odejdzie w zapomnienie. Edit : niektórzy „na takich zjazdach dużo hamują przodem, bo jest mocno obciążony i jakoś trzyma” – to potwierdza wcześniejsze zdanie, że uniwersalnego sposobu brak.
Na koniec mały lasek i strumyk w rowie. I meta. I znowu kamera.
I to by było na tyle :)
Autorką nazw z 7 OSu wziętych w cudzysłów jest Marta Smolarska z ekipy 2B Enduro Team, jedna z najlepszych polskich zawodniczek enduro.

mieroszów2
fot. Fiki Miki

Podsumowanie.
U ekipy z emtb.pl zawsze jest świetna organizacja, przyjeżdżają super ludzie, w przyszłym roku jadę znów. Tylko tym razem nie po to, żeby przetrwać, ale żeby poprawić swój czas tegoroczny. Mam nadzieję, że palce mniej będą mnie bolały od zaciskania hamulców, niż po tegorocznej edycji mieroszowskich zawodów..
Muszę w końcu zasłużyć na ten puchar.

mieroszów5dorota
fot. Ed-Mat Enduro

fbMB

This entry was published on 6 czerwca 2016 at 20:07 and is filed under Bez kategorii. Bookmark the permalink. Follow any comments here with the RSS feed for this post.

1 thoughts on “Mieroszów: najtrudniejsze zawody, a tryb racingowy się nie włączył

  1. Pingback: Melafirowe enduro po raz piąty – relacja. | EMTB.pl

Dodaj komentarz